J 3, 8
Kiedy dorastałam wpojono mi przekonanie, że największą wartością jest zdobycie wykształcenia i praca. To mi bardzo odpowiadało, bo nauka nie sprawiała mi trudności. Dużo trudniejsze było odnalezienie się w grupie rówieśników i relacje z nimi. Tam nie było ważne kto jak odpowiedział przy tablicy, tylko jak szybko pobiegł, albo jak wysoko podskoczył. A już zupełnie niezrozumiałe było dla mnie orientowanie się kto kogo lubił albo nie i jak to się robiło żeby znaleźć się w grupce, gdzie coś się działo. Do dzisiaj jedno z moich najgorszych wspomnień z dzieciństwa to urodziny, na które zaprosiłam pół klasy, a przyszła tylko jedna koleżanka…
Krótko mówiąc, relacje sprawiały mi trudność. Jakoś tak naturalnie zagłębiłam się w naukę. Poszłam do liceum, uczyłam się języków, zdałam maturę, zaczęłam studiować. Wiadomo, że rozwijały się też moje znajomości, poznawałam ludzi i zawierałem przyjaźnie. Nie byłam pod żadnym względem wycofana, ale cały czas byłam skupiona tylko na sobie, inwestowałam tylko w siebie i to ja byłam w centrum.
Moja rodzina nie była jakoś przesadnie „rodzinna”. Może dlatego kiedy spotkałam środowisko rodzin wielodzietnych, wszystko było dla mnie nowe i interesujące. Wypełniła się też ta luka z wczesnej młodości, kiedy zaczęłam unikać relacji, bo były zbyt trudne. Odkryłam dużą rodzinę, jako przestrzeń, gdzie kontakty z innymi przychodzą w sposób naturalny i nie są opresyjne. Mąż, żona, bracia, bratowe, siostry, szwagrowie, córki, zięciowie, synowie, synowe, kuzyni, kuzynki, teść, teściowa, swatowie, swatowe, wnuki, wnuczki, dziadkowie, babcie – przy takiej liczbie relacji trudniej o to, żeby któraś z nich była toksyczna. I trudniej o prawdziwą samotność, kiedy problemem jest to gdzie pomieścić wszystkich gości, a nie to, że nikt nie przyjdzie na urodziny J
Cały mój system wartości w pewnym momencie został postawiony na głowie. Odkryłam, że najważniejsze dla mnie to bycie żoną i mamą, a nie praca zawodowa, ale jednak zależało mi na tym, żeby wykorzystywać moje wykształcenie i umiejętności. Dzięki pracy zdalnej zawsze miałam taką możliwość i nie przestałam pracować mimo tego, że zostałam mamą pięć razy. Okazało się, że wszystko jest do zrobienia, że nawet duża rodzina i praca mogą sobie towarzyszyć.
Dzisiaj zadaję sobie pytanie jak wychowywać córki, żeby chciały podjąć rolę żony i mamy. Nie jest to takie oczywiste, bo kobiety wybierają coraz częściej inaczej. Rozumiem przyczyny, dla których rezygnuje się z posiadania dzieci. Przeszłam drogę od „nie” do „tak”. Była to tylko moja droga i tylko ja wiem co wpłynęło na zmianę mojego podejścia. Mam pełen szacunek do tych z nas, które nie wybierają macierzyństwa, dlatego przekonywanie do zmiany decyzji wydaje mi się niestosowne. Mogę tylko opowiedzieć moją historię i zachęcać, żeby nie wykluczać żadnego scenariusza, nawet najbardziej nieprawdopodobnego.
Włącz się do rozmowy
Wybrane dla Ciebie refleksje Agaty:
Wszelkie prawa zastrzeżone © 2013-2024 - FUNDACJA BOGActwo Rozwoju
Chrześcijańska Fundacja Rozwoju Osobistego i Duchowego