Ps 121, 1
Sytuacje utraty przychodzą z wiekiem. Każdy z nas na pewno kiedyś straci urodę, kondycję fizyczną, zdrowie, bliskie osoby. „Starość nie radość, młodość nie wieczność”. Jeżeli jednak tylko atrybuty młodości decydowały o tym, że czuł się wartościowy, może odbierać starość jako przegraną. I tak, rodzice, którzy zawsze byli w naszych oczach silni i niezależni, muszą zmierzyć się z wieloma stratami.
Kiedy odchodzą dziadkowie, nasi rodzice tracą zabezpieczenie, które najczęściej mieli z ich strony. Pozostaje wielka pustka, nawet jeśli ostatnie lata życia dziadków wiązały się z opieką nad nimi. Mówi się, że człowiek jest naprawdę stary wtedy, kiedy nie ma już nikogo, kto pamiętał go jako dziecko. Przychodzi refleksja, że to ja jestem następny w kolejce do naturalnego odejścia. To niełatwa sprawa, zmierzyć się z przemijaniem, nawet jeśli jesteśmy ludźmi wiary. Pod koniec życia mogą ze zdwojoną siłą straszyć nas nasze grzechy, przeżywamy ponownie popełnione błędy i złe decyzje, zazdrościmy młodym.
Pieniądze są jedną z niewielu rzeczy, których upływ czasu nie pozbawia wpływu na nasze życie. Nawet nie korzystanie z nich, ale ich posiadanie zapewnia niektórym poczucie bezpieczeństwa. Wielu czerpie z posiadania poczucie własnej wartości, choć dla mnie jest to bezsprzecznie wielkie oszustwo i droga donikąd. Zamiast szukać oparcia tam, gdzie rzeczywiście możemy go znaleźć, tracimy czas na zdobywanie zabezpieczeń materialnych. Często obrona stanu posiadania uniemożliwia zbliżenie się do kogokolwiek, bo zawsze można pomyśleć: „On\ona czyha na spadek po mnie”. Tam, gdzie brak szacunku i miłości, perspektywa spadku zapewnia władzę nad bliskimi, pod warunkiem, że obie strony mają podobną hierarchię wartości. Ostatecznie każdy pozostaje sam wobec śmierci, a refleksja może przyjść późno. Nigdy nie jest jednak na nią za późno.
Oczywiście upraszczam, uogólniam i chciałabym się mylić. Jednak z obserwacji wiem, że często tak wygląda starość. Czy można jednak starość potraktować jako okazję do rozwoju? Czy można się z niej cieszyć?
Oczywiście, że można. Trochę jest z tym tak, jak z dobrze spędzonym dniem. Najlepiej byłoby wcześnie wstać, zaplanować wszystko, potem pracować, a na końcu cieszyć się z sukcesu, odpoczywać i dzielić się z innymi. Szybko okazuje się jednak, że czasu jest mało, a my mamy ochotę leniuchować, a nie pracować. Są jeszcze różne nieprzewidziane wypadki, na które trzeba reagować na bieżąco, a czasami trzeba nawet zmienić plany. Jak z tego wybrnąć? Czy jest sposób żeby wieczorem, nieważne jak minął dzień, być zadowolonym?
Pisarz Blake Crouch powiedział, że dzień wczorajszy jest historią, dzień jutrzejszy tajemnicą, a dzień dzisiejszy darem. „Jeśli dziś usłyszycie Jego głos, nie zatwardzajcie serca” – tak to ujął psalmista. Odkryłam, że jeżeli jest mi bardzo trudno, ratunkiem jest przestać wracać do przeszłości i nie zamęczać planowaniem przyszłości, a żyć chwilą obecną, jakakolwiek by ona nie była. Nawet w bardzo trudnym położeniu mogę odczytać znaki, które mówią o Bożej Miłości. Drobiazgi, jak karmnik do którego przylatują ptaki czy rosnące drzewo zmieniające szatę przy różnych porach roku. Rzeczy wielkie, jak to, że niektórzy są ze mną zawsze lub kochali mnie przez całe swe życie. Budując w sobie radość z życia skupiam się na tym, co mam, a nie na tym czego zostałam pozbawiona. Zazwyczaj udaje mi się z Bożą pomocą wyjść z „zaklętego kręgu” mojego niezadowolenia, a to już duży krok w dobrą stronę.
Włącz się do rozmowy
Wybrane dla Ciebie refleksje Agaty:
Wszelkie prawa zastrzeżone © 2013-2024 - FUNDACJA BOGActwo Rozwoju
Chrześcijańska Fundacja Rozwoju Osobistego i Duchowego