I poszedł Tobiasz, i powiedział ojcu swemu, i rzekł do niego: «Oto znalazłem człowieka spośród braci naszych, z synów Izraela». I odpowiedział mu ojciec: «Zawołaj mi tego człowieka, abym dokładnie poznał, z jakiego to on jest rodu i z którego pokolenia pochodzi, i czy jest godny zaufania, aby ci towarzyszyć, dziecko moje».
Tb 5, 9
Uczestniczyłam wiele razy w dyskusjach o francuskiej literaturze i filozofii, które bardzo często kończyły się zdaniem „Wszystko jest względne”. Z jednej strony otwierało to możliwości twórczego spojrzenia na życie, z drugiej usuwało człowiekowi stabilny grunt spod nóg. Według mnie ważne jest żeby zdać sobie sprawę, że odpowiedzi na pytania zadawane w drodze wiary nie są względne. Jakie jest moje powołanie? Jaka jest wola Boża dla mnie i jak się ma do mojej wolności? Czym jest mój Krzyż? W jaki sposób współpracować w moim życiu z Łaską Pana Boga? Jak rozumiem historię mojego życia? Co jest ważne dla zbawienia mojego i tych, z którymi żyję? Jednak każdy, kto jest na drodze wiary odpowiada na te i podobne pytania w swój własny sposób.
Jednym z narzędzi, które pomagają w znalezieniu własnych odpowiedzi jest towarzyszenie duchowe. Dzięki niemu w chwilach ciemności nie potykam się, bo ktoś inny użycza mi swojego światła. Osoba, która pomaga nie pozbawia mnie jednak wolności i samodzielności, ale wykonuje wobec mnie posługę. To tak jakbym miała za darmo dostęp do dużej bazy danych i możliwość analizowania ich z życzliwym specjalistą, który potem cieszy się z dobrego rezultatu na równi ze mną.
Mam takie doświadczenie prowadzenia przez Ojca Duchowego, kiedy zadaję pytanie i słyszę wskazówki, a nigdy odpowiedzi. Nie dostaję możliwości unikania odpowiedzialności za podjęcie decyzji. Początkowo czułam się nieco zawiedziona, bo wyczuwałam dystans. Chciałam, żeby mój Ojciec Duchowy był MÓJ, żeby podzielał moje smutki i radości. Chciałam dostawać wsparcie emocjonalne, usłyszeć: to robisz dobrze, to źle, ta osoba zachowała się fatalnie, a tamta jest porządna. Były momenty, kiedy naprawdę żyłam po omacku i rozpaczliwie potrzebowałam podsunięcia rozwiązań. Na szczęście nie doczekałam się. Zachowanie odpowiedniego dystansu, okazuje się w takiej relacji bardzo ważne.
Możliwość uzyskania wsparcia w postaci towarzyszenia jest przywilejem nielicznych. Ale od nas zależy żeby zmienić to, przynajmniej w niewielkim stopniu. Myślę, że chrześcijanie mogliby tworzyć „łańcuszek”: towarzyszyć sobie nawzajem, przekazując dobre doświadczenia dalej, nie osądzając nikogo, a pomagając w rozeznawaniu.
Prawo mówi, że ten, kto próbuje pomóc ofierze wypadku drogowego i zrobi to w sposób nieumiejętny, nie podlega każe za brak pomyślnego rezultatu. Jednak w przypadku, gdy nie podejmie żadnej akcji wobec poszkodowanego może być oskarżony o nieudzielenie pomocy. Niech to będzie dla nas wszystkich żartobliwą zachętą do podejmowania prób we wzajemnym towarzyszeniu duchowym.
Włącz się do rozmowy
Przeczytaj refleksje Agaty:
Wszelkie prawa zastrzeżone © 2013-2024 - FUNDACJA BOGActwo Rozwoju
Chrześcijańska Fundacja Rozwoju Osobistego i Duchowego