„Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział”.
Łk 2, 48-50
Każdy z nas zbiera różne doświadczenia. Niekoniecznie jest tak, że im człowiek starszy, tym więcej ma doświadczeń, bo można prowadzić takie życie, że nowych wydarzeń, sytuacji i osób jest w nim mało. Czasami choroba, zmęczenie albo po prostu zapotrzebowanie na święty spokój ograniczają nasze aktywności w bardzo dużym stopniu.
Zazwyczaj jednak starsi mają dużą wiedzę. Począwszy od spraw zawodowych, poprzez znajomość mechanizmów funkcjonowania w społeczeństwie, aż po prowadzenie gospodarstwa domowego – dorośli mogą być cennym źródłem informacji dla młodszych pokoleń. Jednak zauważyłam, że często ta wiedza się marnuje. Wydaje mi się to strasznym marnotrawstwem. Dlaczego nie korzystać z tego, co już wiedzą nasi rodzice czy dziadkowie? Przez całe tysiąclecia nikomu nie wpadało do głowy lekceważyć instrukcji starszych. Jak upolować mamuta J, rozpalić ogień, uprawiać ziemię, jak utkać tkaninę czy zrobić masło – każdy chciał to wiedzieć. To była wiedza niezbędna, by przeżyć i dlatego doświadczenie osób starszych było bezcenne.
Myślę, że wszyscy mamy problemy z prowadzeniem dialogu i rozwiązywaniem konfliktów, łatwiej jest od nich uciekać. Czy wcześniej tego nie było? Ależ na pewno! Ale młodzi rozumieli ryzyko, z którym wiązało się opuszczenie domu, rodziny, klanu w sytuacji konfliktowej. Nie ulegali tak łatwo emocjom. Dzisiaj wyjście z domu rodzinnego jest prostsze niż przed wiekami.
Nie chcę przez to powiedzieć, że usamodzielnienie się jest czymś złym. Wręcz przeciwnie! Najlepiej jednak byłoby obficie skorzystać z doświadczenia rodziców i dziadków zanim podejmie się własne decyzje. To się wydaje logiczne i uzasadnione. Dlaczego podczas wychowywania dzieci rosną takie emocje, które uniemożliwiają nam rozsądne postępowanie?
Mogę się mylić, może źle robię we własnym domu (moje dzieci nie są jeszcze zupełnie dorosłe i nie wiem co z nich wyrośnie), ale według mnie fundamentalne znaczenie ma tu szacunek rodziców dla dzieci, szacunek dla ich odrębności, umiejętność słuchania i wspólne pochylanie się nad problemem. Załóżmy, że przychodzi do mnie 5 latek i mówi, że nie będzie już się bawił z kolegą, bo tamten jest głupi. Nota bene, to nasz ulubiony rodzinny dziecięcy argumentJ. Co robię? Nie oburzam się, nie mówię od razu, że to brzydko. Pytam dlaczego. Dlaczego myślisz, że kolega jest głupi? Okazuje się, że takie stwierdzenie wynikało z rozżalenia, bo jego grupa w przedszkolu grała w piłkę nożną i mój synek nie został wybrany do drużyny jako pierwszy – to bardzo ważne, bo kapitanowie wybierają najpierw najlepszych zawodników. I tu już zaczyna się inna rozmowa, pod koniec której dopiero pojawia się konkluzja, że kolega jednak nie jest głupi, a po prostu mój synek nienajlepiej gra w piłkę i albo pogodzi się z tym, że nie umie grać, albo postanowi zrobić coś, żeby grać lepiej. To już będzie wybór mojego dziecka.
Jakie warunki muszą być spełnione, żeby taka rozmowa mogła zaistnieć? Po pierwsze, dziecko musi przyjść i powiedzieć, co myśli. Jeśli zamknie swój żal w sobie, nie będzie rozmowy. Musi chcieć podzielić się swoim kłopotem, czyli mieć doświadczenie, że warto szukać pociechy u rodzica, że mama albo tato umieją skutecznie pomagać. Po drugie, musi być czas, żeby taka interakcja mogła zaistnieć. I to jest dla mnie argument za stwierdzeniem, że liczy się nie jakość, a ilość czasu spędzonego z dzieckiem. Rodzic powinien być łatwo dostępnyJ, bo emocje dziecka często łatwo wybuchają, a potem znikają – liczy się „teraz”. Po trzecie, nie można zlekceważyć żadnego problemu, nie śmiać się i zachować spokój. Dorosły może mieć naprawdę ważniejsze sprawy na głowie, ale nigdy, przenigdy nie należy ujawniać tego faktu przed dzieckiem. Sprawy dziecięce wymagają pochylenia się nad nimi, a nasza dorosłość oznacza, że nie obciążamy naszymi problemami ich małych głów i serc.
Przeprowadziłam z dziećmi wiele rozmów, które nie zakończyły się katastrofami tylko dlatego, że zachowałam spokój. Dla jasności: nie jestem ideałem, czasami dochodzi do bezsensownych kłótni, bo „puszczają mi nerwy”. Do najdziwniejszych pytań, z którymi zwróciły się do mnie dzieci zaliczam pytanie mojego bodajże 14-letniego wtedy syna: „Mamo, czy mogę pojechać na festiwal kuglarstwa do Wodzisławia Śląskiego?”. To, że wtedy nie roześmiałam się, nie zareagowałam gwałtownie i od razu nie zabroniłam mu kategorycznie wyjazdu, do dzisiaj uważam za cud. Zależało mu na tym wyjeździe ze starszymi kolegami. W spokojniej rozmowie udało mi się jednak przekonać go, że to nienajlepszy pomysł, a czas może spędzić równie atrakcyjnie w nieco bezpieczniejszy sposób.
Jeżeli w rodzinie istnieje dobra komunikacja, można korzystać z doświadczenia własnych rodziców, i przekazywać swoje doświadczenie dzieciom. Chyba, że chodzi o rzeczy nieprzekazywalne, a są takie. Wtedy możemy tylko, albo aż, towarzyszyć sobie nawzajem. Patrzeć jak dzieci popełniają swoje własne błędy na swój własny rachunek i odkrywają kluczowe dla nich wartości. Sukcesem jest dla mnie, jeżeli droga do tej wiedzy nie zostawia na nich głębokich ran, a ich hierarchia wartości jest zbliżona do mojej.
Wiem, że są też wybory, które prowadzą dzieci w ogromne ciemności, że czasem nie ma z nich powrotu do bezpiecznej przystani, którą jest dom rodzinny. Nie rozpatrujmy nigdy takiej sytuacji w kategoriach winy: moja wina, jego wina. Zawsze powierzajmy nasze dzieci Bogu. W wychowaniu wielka pomocą jest poczucie, że między nami a naszymi dziećmi jest jeszcze Bóg, że oprócz nas On czuwa nad nimi, że dzieci nie są naszą własnością. I mimo, że piszę o tym na końcu tego tekstu, nie zwracajmy się do Boga w ostateczności, kiedy jest już bardzo źle. Zapraszajmy Go nieustannie do wszystkich naszych relacji.
Włącz się do rozmowy
Wybrane dla Ciebie refleksje Agaty:
Wszelkie prawa zastrzeżone © 2013-2025 - FUNDACJA BOGActwo Rozwoju
Chrześcijańska Fundacja Rozwoju Osobistego i Duchowego